Mała drewniana komoda

Nie każdy mój mebel ma jakąś konkretną historię. Ale często zwyczajnie jej nie znam…

Mebel pochodzi ze starej kamienicy we Wrocławiu, po starszej pani, która odeszła… i tyle wiem… zapewne towarzyszył pani wiele lat, jak to bywa ze starszymi osobami… nie zmieniają rzeczy jak rękawiczek, nie podążają za modą, nie pragną wiąż czegoś nowego… Przywiązują się do rzeczy tak samo jak do ludzi ✨ takie troszkę to dla mnie smutne, ale i dające też do myślenia, ponieważ dobitnie pokazuje jak WSZYSTKO PRZEMIJA. Wszystko, bez wyjątków…

Spadkobiercy pozbywali się wszystkich rzeczy z mieszkania. I absolutnie nie zamierzam tego krytykować, wręcz przeciwnie!! Zrobili coś dobrego, ponieważ ogłosili w Internecie, że pozbywają się wszystkich rzeczy z mieszkania i każdy mógł wziąć co chciał/mógł. Takie akcje zazwyczaj trwają kilka dni i wymagają pełnej organizacji i koordynacji, więc fajnie, że komuś się chciało. Z drugiej zaś strony sami nie musieli szarpać się z przedmiotami, ponieważ każda osoba, która zabierała przedmiot, musiała samodzielnie go wynieść. Korzyści leżały więc po obu stronach 😊 Ale równie dobrze mogło im się nie chcieć w to “bawić” i zwyczajnie mogli to załadować do kontenera i wywieźć na PSZOK. A tak naprawdę wiele perełek dostało nowy dom… 😊

Niestety nie mam zdjęcia sprzed rozpoczęcia prac… niestety mam tak zbyt często! Tak się rwę do pracy, że zapominam… 😁

Ale widać na tym zdjęciu różnicę pomiędzy dolną a górną częścią komody. Różnica wynika z tego, że góra została potraktowana szlifierką. Zdjęłam stary lakier aż do “gołego” drewna, ponieważ chciałam uzyskać bardziej wybielony efekt (co pokażę później). O ile bok można było łatwo wyszlifować, o tyle szuflada…. ehhh

I tutaj właśnie najlepiej widać efekt szlifowania

Stary lakier tak naprawdę był dość pożółknięty, nie wyglądał tak dobrze jak na zdjęciu (jakby jakiś orzech włoski czy coś w tym stylu).

Nie chciałam zamalować całości farbą i zakrywać tego, co w niej najfajniejsze 🙂

Tak więc 1/3 komody została drewniana a 2/3 postanowiłam pomalować na bardzo jasny kolor, złamaną biel, taką przyszarzona. To jest dokładnie ten sam kolor, który stworzyłam do nóg mojego stołu, czyli nie pytajcie o konkretny kolor 😀 Na wierzch poszedł matowy lakier od JEGER. Jest naprawdę matowy, daje świetne wykończenie!

Tak to mniej więcej wyglądało jeszcze w trakcie pracy. Front szuflady i blat są już wybielone i zaolejowane. Żeby uzyskać taki efekt, rozcieńczyłam z wodą farbę użytą na dole i pomalowałam nią zeszlifowane elementy. Następnie wycierałam to suchą bawełniana szmatką. Drewno wyłapało jasny pigment i wybieliło się. Następnie użyłam oleju od NEWCOLOURS w kolorze beżowym. Nie zażółca drewna, daje właśnie taki fajny efekt beżowego wykończenia.

Sporo znaków zapytania stanowiły dla mnie nóżki… Jak cofniecie się do pierwszego zdjęcia, zobaczycie, że ustawiłam komodę na drewnianych stożkowych nóżkach, żeby tą komodę lekko podnieść i dodać jej lekkości. Ale efekt rozbawił mnie do łez… wyglądem zaczęła przypominać pająka albo jakiś inny dziwny twór. Stwierdziłam, że te nóżki są takie “jej” i że nie będę ich zastępować innymi. Początkowo pomalowałam je w tym samym kolorze, co komodę, ale jakoś tak “smutno” wyglądała. Kiedy do frontów szuflad dodałam złote uchwyty, pomysł przyszedł sam. Ozłocimy nogi!! Myślę, że pomysł był trafiony i że tak prezentuje się najlepiej jak tylko może… Couch by powiedział: “Jesteś najlepszą wersją siebie! “

Wybór uchwytów też nie był prosty i łatwy. Koniecznie chciałam pozbyć się tych starych, ponieważ wg mnie nie pasowały. Chciałam coś ultra prostego i eleganckiego jednocześnie. Jednak pojawił się problem…. stare uchwyty miały nietypowy rozstaw na otwory, nie byłam w stanie znaleźć nic w tych parametrach (nie pamiętam jaki to był rozstaw). Ale jak zawsze znalazłam SPOSÓB. Z poprzednich metamorfoz zostały mi dwa uchwyty o bardzo ciekawym kształcie. Ogólnie uwielbiam je, ponieważ pasują praktycznie do każdego koloru i stylu!! 🤩 takie złote a skromne… 🙂ale wystarczyło, że je przyłożyłam do frontu i już wiedziałam!

Uchwyt zbudowany jest w taki sposób, że ma rozciągnięte boczki. Nie dość, że są piękne, to w dodatku… ukryły stare, niepasujące otwory!! We frontach wywierciłam nowe, pasujące do tych uchwytów. Sprytnie, prawda?

I mamy HAPPY END!

Wnętrze szuflad wykleiłam bardzo prostą klasyczną tapetą winylową, która i z wyglądu i w dotyku przypomina grube płótno.

Pasuje do klasycznego stylu komody, nie dominuje w tej stylizacji, jest bardzo odporna na ścieranie i zakrywa również pozostałości po starych otworach we frontach…

Boki szuflad pozłociłam tą samą farbą, którą pomalowałam nóżki. Ale bez obaw, położyłam tylko jedną cieniutką warstwę, dzięki czemu efekt jest bardzo subtelny.

No i tak prezentuje się całość. Komoda jest malutka i zgrabniutka. Zdecydowanie bardziej odnajdzie się w mały wnętrzu niż w wielkich otwartych przestrzeniach, ponieważ tam “zginie”.

Może i nie jest zbyt pojemna, ale jest piękna i bardzo, ale to bardzo cieszy oko. Jest nie tylko ładna ale i niezwykle solidna. Zdecydowanie zasługuje na specjalne traktowanie, można przechowywać w niej równie ładne rzeczy, typu serwetki, ozdoby, sztućce itp.