Oczywiście, jak większość moich mebli, napatoczyła mi się (za najuczciwszą cenę) fajna witryna. Witryna to model Billy z Ikea… no właśnie… i jest na tyle nietypowa/stara, że nawet Google mi jej nie potrafi wyszukać! Odebrałam ja od pani jak była już rozmontowana, dlatego chciałam ją znaleźć w sieci w całości, żeby móc wrzucić tutaj zdjęcia “przed” i “po”, niestety nie udało mi się takowych znaleźć, dziwna sprawa 😉
Witryna ma cztery fronty, w połowie jest przedzielona płytą, jednak półki są szklane… Bardzo spodobała mi się taka opcja, znalazłam ją na OLX, jednak nie miałam świadomości, że to taki rzadki model (no chyba, że jestem w błędzie, to proszę mnie z niego wyprowadzić…). Tak czy siak, IKEA to IKEA, ma i wady i zalety.
Pominę fakt, że witryna stała w jakimś starym domu i była bardzo (a jak piszę, że bardzo, to znaczy, że bardzo) brudna. Niestety po dokładniejszych oględzinach na miejscu okazało się również, że ma sporo ubytków. No cóż, podziękujmy komuś, kto wpadł na pomysł robienia szpachli DIY (pył drzewny zmieszany z vicolem).
Poniżej kilka zdjęć witryny z bliska:
Umyć, wyszlifować i pracować…
Tak jak wspomniałam, użyłam własnoręcznie wykonanej szpachli. Jest to połączenie drobnego pyłu drzewnego z vicolem. Pył można kupić na Internecie, natomiast po małym dochodzeniu i poszukiwaniu okazało się , że ten z Internetu jest dość gruby i nieco zanieczyszczony. Ja poprosiłam znajomego stolarza, czy nie mógłby mi odłożyć odrobiny takiego pyłu do użytku włąśnie na takie drobne naprawy. Dla stolarza to odpad, który ląduje w śmieciach, a dla mnie cudowny materiał do ratowania większych ubytków. No i oczywiście Grzegorz odłożył odrobinkę, zaledwie 5 kg 😀 tak więc mogę szastać na prawo i lewo!
Proporcje dobieram w zależności do tego, do czego będę to stosować. I na przykład: jak chcę uzupełnić drobne rysy i ubytki na płaskiej powierzchni, to robię nieco luźniejszą masę, żeby łatwiej było ją wytrzeć i wyrównać. Natomiast w przypadku, kiedy chcę zrekonstruować narożnik lub nieco większy ubytek, robię dużo gęstszą masę, tak, żeby można było z niej coś jakby “ulepić”. Po zastygnięciu jest twarda, więc świetnie sprawdza się w miejscach narażonych na kolejne urazy (na przykład dolne rogi mebli). Nie ma wtedy ryzyka, że będzie się wgniatać jak styropian 🙂
Niestety nie zrobiłam zdjęć zaszpachlowanego rogu (cała ja), jednak udało mi się go ładnie wyrównać 🙂 ponieważ dodatkowym plusem tej własnoręcznie robionej masy jest to, że po zastygnięciu bardzo łatwo się ją obrabia papierem ściernym.
GRUNT to FRUNT…
Następnie przystąpiłam do odkręcania uchwytów oraz zawiasów z frontów. Wszystkie elementy jak zawsze opisuję i wrzucam do woreczków, żeby później nie wyrywać sobie włosów z głowy ze stresu i gorączkowo nie szukać pojedynczych elementów po wszystkich szufladach. Jak już zginie, to wszystko razem 😀
Po pozbyciu się zawiasów i uchwytów musiałam nieco rozmontować fronty od wewnątrz. Konieczne było usunięcie z nich szyb. Żeby móc to zrobić, musiałam powyciągać wewnętrze białe ramki, które były przybite na stałe długimi metalowymi szpilkami. Już na tym etapie wiedziałam, że nie uda mi się tych szpilek ponownie wykorzystać i wbić, więc wylądowały w koszu na śmieci. A czym przymocowałam te białe ramki, jak już skręcałam fronty…?? Będzie to opisane w dalszej części.
Mogłam teraz przystąpić do gruntownego czyszczenia frontów od środka (za szybą zebrała się spora warstwa kurzu oraz wszelkiej “historii” ) 🙂
Po dokładnym oczyszczeniu frontów można było rozpocząć malowanie. Kolor to oczywiście jasny beż, który kocham i który dominuje u mnie na każdym możliwym kroku (również w garderobie).
Wybrałam farbę z… Action! Farba wzbudziła moje zainteresowanie, ponieważ na pewnej meblowej grupie na FB widziałam bardzo wiele stylizacji mebli przy użyciu dokładnie tej farby. Jest to farba kredowa z lakierem! A więc nie ma potrzeby pokrywania mebla na koniec dodatkową warstwą lakieru! I oczywiście ja to potwierdzam, farba bardzo fajnie się sprawdza, ma świetne matowe wykończenie i bardzo mocno trzyma się podłoża. I tu diabeł tkwi w szczegółach, ponieważ wiele zależy właśnie od przygotowania podłoża. Porządny szlif oraz odtłuszczenie jest obowiązkowe i spowoduje, że praca będzie szła lekko i przyjemnie.
Farba ta występuje w czterech kolorach i wszystkie są naprawdę piękne! Bardzo mocno wahałam się między beżem a zielenią, finalnie poszłam w klasykę i ponadczasowość i wybrałam beżyk. Ale na zieleń również już mam plany, więc również i jego zaprezentuję w późniejszym czasie. Cena jak dla mnie bardzo korzystna w stosunku do pojemności ale i jakości!! Farba ma fajne krycie, mi wystarczyły dwie warstwy nakładane wałkiem flokowym. Zero śladów wałka, zero zacieków i przebarwień ( co prawda ja miałam ułatwione zadanie, ponieważ malowałam biały kolor na nieco ciemniejszy, ale uwierzcie mi, że nawet w takiej sytuacji czasami różnie bywa ).
Na korpusie postanowiłam dodać elementy ozdobne w postaci cienkich drewnianych listewek. Co prawda miałam nieco inne plany z tym związane, ale uważam, że i tak wyszło ciekawie 🙂
Powyższe zdjęcia pokazują powierzchnię pomalowaną jedną warstwą farby, a więc widać fajne krycie i matowe wykończenia (nie kłamałam!). Farba na tych zdjęciach wygląda na zdecydowanie ciemniejszą, niż jest w rzeczywistości!
We frontach zaszpachlowałam po jednym z otworów po uchwytach, ponieważ zaplanowałam uchwyty jednopunktowe w kolorze czarnym.
Nakładanie szpachli w tym przypadku musi następować etapowo, ponieważ w przypadku takich “ubytków” jak otwór po uchwycie jest to zwyczajnie duża dziura.
Na zdjęciu idealnie widać szpachlę po pierwszym nałożeniu i po wyschnięciu. Widać, że w miejscu otworu jest jeszcze wgłębienie do uzupełnienia.
Ponieważ szpachla zasycha i obkurcza się, masa nieco “wciąga” się do środka otworu.
Po wyschnięciu nakładamy kolejny raz szpachlę, tym razem już ubytek nie będzie się ujawniał. Po całkowitym wyschnięciu będzie można to ładnie wyszlifować na równo i pokryć pierwszą warstwą farby. Po pierwszym malowaniu będzie widać, czy otwór i jego okolica są wyszlifowane na równo, czy może jednak należy jeszcze nanieść poprawki. Jest to właśnie idealny i prawie ostatni moment na to, żeby później nie dokładać sobie czasu i pracy.
Ogólnie w takich miejscach zaleca się wypełnienie otworu cienkim kołkiem drewnianym i docięciem go na równo z powierzchnią, na końcu zeszlifowaniem. Ja takiego kołeczka nie miałam, dlatego na salony wjechała szpachla.
W międzyczasie, kiedy farba schła, zaczęłam obklejać plecki. Tapeta, której użyłam, to jeden z moich ulubionych wzorów. To dokładnie ta sama, która znajdowała się w niebieskiej witrynie (osobny wpis na blogu). Z jednej strony jest jasna, z drugiej zaś ma ciemne wzory, które idealnie będą się komponować z czarnymi uchwytami. No i nie będzie taka za słodka, a raczej bardziej wyrazista. Tapeta jest dostępna w markecie budowlanym OBI, za rolkę zapłaciłam ok. 90 zł.
Tapetę przyklejam na vicol. Niestety klasyczny klej do tapet nie daje takiej przyczepności, szczególnie na brzegach. Co prawda plecki nie wymagały aż takiego mocnego przyczepienia, ponieważ ich wolne brzegi znajdują się w rowkach w korpusie. Ale ja już przyzwyczaiłam się do takiego klejenia i nawet nie mam na miejscu kleju do tapet.
Teraz plecki musiały poczekać, aż klej porządnie zwiąże.
Również postanowiłam wytapetować wewnętrzne strony ścian bocznych. Jak na Ikea przystało, szafka była nafaszerowana otworami na bolce, zęby móc regulować wysokość półek. Może i praktyczne, ale baaaardzo nieestetyczne rozwiązanie. Szczególnie jak ma się biała płytę i czarne dziurki… gorzej chyba być nie może 😀 Nie chciałam tych otworków szpachlować (chociaż na samym początku przeszedł mi ten szalony plan przez głowę, nawet podjęłam próbę!). Stad pomysł, żeby pokryć to jakąś neutralna tapetą, która nie będzie się rzucała w oczy… no i znalazłam coś takiego:
Tapeta jest przepiękna, ja tam pieje z zachwytu <3
Jak już wszystko poobklejałam i pomalowałam, można było zacząć składać to w całość… Najpierw fronty: no właśnie. Powyrywałam wręcz listewki, żeby móc wyciągnąć szyby i dokładnie z każdej strony te fronty pomalować. Listewki WKLEIŁAM na Mamuta (klej montażowy) i powiem szczerze… rewelacja! Szybko i skutecznie 😉
Dlatego, jeśli nam się wydaje, że coś jest “głupie”, ALE DZIAŁA, to oznacza, że wcale “głupie” nie jest 😀