
Feniks z popiołu LUSTRO
Historia tego lustra jest tak pokręcona, że nie mogłam nazwać go inaczej i nie mogłam o tym nie opowiedzieć…
Nie dość, że powstało z „niczego”, to chwilę później rozpuściło się na deszczu (dosłownie!) by następnie odrodzić się w nowym, lepszym „ja”.
Po krótce:
* siostra zamówiła do swojego domu lustro 80 cm w czarnej metalowej ramie, po otwarciu paczki okazało się, że jest całe potłuczone, miało iść na śmietnik.
* po remoncie domu zostało też samo lustro bez ramy, ale o mniejszej średnicy bo 70 cm.
Od razu pojawiła się wizja ✨🤩
Jako, że jestem zwolennikiem wykorzystywania a nie wyrzucania, postanowiłam właśnie wykorzystać ramę z potłuczonego lustra 80 cm i wkleić taflę lustra 70 cm asymetrycznie z jednej strony a pustą przestrzeń „zagospodarować” 😁
Zaczęłam robić wypełnienia z wykorzystaniem form silikonowych i gliny artystycznej.


Praca musiała postępować etapowo, ponieważ glina musiała wysychać i dopiero wtedy można było kleić kolejną warstwę.
We wrześniu wystawiłam lustro na taras (bez zadaszenia!!!), żeby masa lepiej i szybciej wysychała (wiadomo: wiaterek, słońce i te sprawy) ⛅️☀️💨
To był ten sam wrzesień, który przyniósł intensywne deszcze i powodzie… 🌧️🌊
Wystarczyło jedno popołudnie i wszystko dosłownie spłynęło… (glina rozpuszcza się w wodzie). Nie było nikogo w domu a lustro nie zostało schowane do domu… 🤷♀️🤦🏼♀️


Możecie sobie wyobrazić moje emocje w tamtej chwili…🤬🤯😭
Ale nie ma co się załamywać – zakasałam rękawy, oczyściłam resztki, wysuszyłam płytę i proces rozpoczął się na nowo.
Nowa szansa, nowy pomysł na wykonanie, lepszy!!! 😎 dlatego nie ma przypadków, tak miało być i już. Miało zniknąć stare, żeby zrobić miejsce nowemu.
Najpierw oczyściłam resztki gliny i cały klej (ten oczywiście skubany ani drgnął!). Płyta, do której przyklejone było lustro, wymagała wysuszenia, ponieważ deszcz lekko ją podmoczył. Tym razem już w domu (!) lustro sobie wysychało i czekało na opracowywanie.
Pierwsza koncepja była taka, że wypełnienie pustej przestrzeni znajdowało się u góry. Stwierdziłam, że skoro zaczynam od zera, zmienię to i wypełnienie będzie znajdować sie po prawej stronie.
Zaczęło się wyklejanie, jednak tym razem nie czekałam aż pierwsza warstwa wyschnie. Kleiłam kawałek po kawałku dwie warstwy liści, żeby od razu widzieć efekt.


Kiedy wykeiłam całość, wtedy dopiero odłożyłam lustro na bok i dałam mu wysychać. Zostawiłam je na ok. dwa tygodnie, ale bardziej z braku czasu niż konieczności. Niestety nie zaglądałam w między czasie i nie podglądałam jak idzie mu to dosychanie, więc jest mi ciężko oszacować czas, jaki jest na to niezbędny w takiej ilości materiału. Myślę jednak, że śmiało po 5 dniach można już było na nim pracować.
Co istotne, wyklejałam lustro w pionie, ponieważ finalnie w takiej pozycji będzie się znajdować. Przy pierwszym podejściu kleiłam poziomo i kiedy podniosłam je po jakimś czasie, znaczna część zdobień popękała, ponieważ zmiana płaszczyzny spowodowała przemieszczenie płyty względem ramy oraz delikatne jej prężenie. Wtedy musiałam bardzo wiele ubytków dosłwonie łatać masą szpachlową, ponieważ wyglądało to jak spękana suszą ziemia 😊
Na tej wersji lustra również znajdują się delikatne spękania, jednak pozostawiłam je, ponieważ nadały delikatny efekt vintage.
Kiedy lustro już wyschło, było gotowe do malowania. Musiałam zabezpieczyć jak najwięcej detali taśmą, żeby później mieć mniej skrobania i czyszczenia.
Najbliżej zdobień kleiłam taśmę izolacyjną. Jest ona elastyczna, dzięki czemu dawała mi większe możliwości dopasowania się do liści na powierzchni lustra. No i jest mocna, farba w ani jednym miejscu mi nie podciekła 😊 kolejnymi warstwami była taśma papierowa, która miała za zadanie tylko ochronić lustro przed zabrudzeniem.

Po nałożeniu pierwszej wastwy farby zdobienia znowu wymagały czasu na podsychanie.
Ponieważ zdobienia wykonane są z gliny, są one podatne na wilgoć (dlatego na deszczu dosłownie się rozpuściły i spłynęły). Pierwsza warstwa farby delikatnie „rozmiękczyła” powierzchowną warstwę gliny, więc trzeba było dać im czas na odparowanie i podeschnięcie. Poczekałam jeden dzień, żeby mieć pewność, że farba jest sucha a pierwsza warstwa gotowa na przyjęcie tej drugiej! 😊 Przy drugiej warstwie farby problemu już nie było, ponieważ pierwsza warstwa zabezpieczyła i „utwardziła” glinę.
Następnie farbą w kolorze jasnego beżu zaczęłam delikatnie malować, a raczej muskać, powierzchnię zdobień. Zależało mi na tym, żeby czarny kolor pozostał jako baza dla kontrastu.
Następnie dodatkowo pomalowałam jaskółki oraz „koraliki” (sama nie wiem, co to jest, ale taki miałam pomysł i się pojawiło) na złoto. Tak lustro wyglądało po odklejeniu taśmy:




Widać wzdłuż liści pozostałości farby. To te miejsca, których nie udało mi się perfekcyjnie zabezpieczyć taśmą. Ale nie zależało mi na tym aż tak bardzo, ponieważ wiedziałam, że detale będę opracowywać skrobakiem.
I tak jak świstak, dookoła, powolutku listek po listku skrobałam farbę, aż uzyskałam efekt końcowy:





Wniosek z tej pracy jest taki:
Jeśli coś się psuje, znika, to znaczy, że ustępuje miejsce czemuś nowemu ✨🌌 Zaufaj procesowi… 🙂
Ahh! I jeszcze jedno! Od dzisiaj powiedzenie: „Z cukru nie jesteś, nie rozpuścisz się” zmieniam na :
„ Z gliny nie jesteś, nie rozpuścisz się!” . Myślę, że jest to w pełni uzasadnione 😁
Jeśli masz jakieś pytania o tą pracę, pisz śmiało. Z chęcią wymienię się doświadczeniem lub pomysłami 😊
Produkty zastosowane do wykonania lustra:
– glina artystyczna (ok 4-5 opakowania, ale nie liczyłam)

– klej montażowy Mamut

– forma sylikonowa “jaskółki”

– czarna farba kazeinowa JEGER Mała Czarna

– beżowa farba to mieszanka farb NewColours Czyta Biel i Waniliowe Cappucino


– złocenia wykonane pastą akrylową Renesans kolor 32. Gold

– taśma izolacyjna
– taśma malarska papierowa
– pędzel okrągły do nakładania farby z naturalnego włosia

– pędzelek akrylowy do malowania detali

– skrobak

I to by było na tyle 😊
